piątek, 6 grudnia 2013

Ostatni.

        Niebo nabierało odcienia popiołu, stopniowo blednąc i zatracając wszystkie barwy. W powietrzu, czystym i ostrym jak kryształ, zawirował pierwszy, zabłąkany płatek śniegu, jeszcze niepewny i szybko topniejący w locie. Jego śladem podążyły kolejne, coraz gęściej i gęściej, zasnuwając wszystko chmarą białych iskier.
Gdy zadarł głowę, na tle jasnego nieba wydały mu się prawie czarne.

Zacisnął silniej szalik, omotany na szyi, czując jak podmuch kontynentalnego wiatru wdziera mu się za kołnierz i przenika chłodem całe ciało. Tak jak myśl, jedna i jedna, wciąż ta sama, która stopniowo wsączała się w mózg, paląc jak śnieg, który zamknięty w dłoni po dłuższej chwili staje się gorętszy od ognia.
Jedna myśl, którą próbował odpychać od siebie, ale niepostrzeżenie wracała, kąsając z każdej strony.


Zatańcz ze mną jeszcze raz.
Otul twarzą moją twarz...

Drobne dłonie wsuwały się w jego, pociągając go za sobą w dziwną grę, która nie miała reguł ani wskazówek. Pogrążali się w delikatnym strumieniu muzyki, porywającej ich myśli i słowa, zagłuszającej swoim szemrzącym rytmem wszystko inne, pulsującej w idealnej harmonii z krwią w ich żyłach. Zatracał się w zapachu jej włosów, w cieple jej ciała stawał się kawałkiem papieru, który spala się nawet bez ognia, kiedy jest zbyt blisko żaru. Był niewolnikiem, który dobrowolnie oddał się w niewolę tej kruchej istoty. Płomień świecy. Smukłe palce, muskające klawisze pianina, zaburzone dziwnie tętno krwi, zdziwione sobą dwa serca i rozszerzone w półmroku źrenice.



       Samotność w wielkim tłumie nie jest niczym dziwnym. Już dawno odkrył, że zbita masa ludzi - szarych jak te chmury, zasłaniające niebo, poprzecinane cieniutkim żyłkami światła - podąża jednym, utartym szlakiem. W jedną stronę, bez myśli, bez ducha, płyną z prądem, który robi z nimi co chce. A on nie chciał iść śladem tych lemingów, które rzucają się w czeluście oceanu tylko dlatego, że robią to wszystkie inne. Kiedy on chciał iść pod prąd - wtedy stawał się samotną jednostką, skazaną na stratowanie, podeptanie obojętnym tłumem, apatycznie prącym gdzieś przed siebie.

A jednak gdy czasem idąc tak pozwalał sobie na zjednoczenie swojego umysłu z tym tłumem - wówczas doznawał krótkotrwałego ukojenia, chwilowej a gwałtownej ulgi. Jednak już po paru minutach wspomnienie pewnej kochanej twarzy wracało - niewyraźne jak odbite w wodzie, ale nagląco i boleśnie nakłaniające do myślenia. Wzdychał tylko i szedł dalej.

Święta zbliżały się coraz bardziej, w wystawach sklepowych pyszniły się choinki, czerwone bombki lśniły między gałązkami jak zastygłe krople mgły, zabarwione zachodzącym słońcem. Srebrne gwiazdy i długie, iskrzące łańcuchy, sznury lampek, anielskie włosie i pozłacane szyszki. Ustawione rzędem szpice z purpurowego szkła, gałęzie świeżej jemioły, wieńce pełne jaskrawych jagód ostrokrzewu. Przyglądał się temu wszystkiemu, a myślą był gdzieś w lecie, pod drżącym od żaru niebem, obok niej...

Zatańcz ze mną jeszcze raz.
Chcę chłonąć każdy oddech twój...


Każda chwila była wypełniona czymś nieuchwytnym, co trwało między nimi równie naturalnie jak milczenie, równie lekko jak śmiech. Coś nadzwyczajnego, coś dziwnego. Łapał jej słowa i spojrzenia, przesuwał między palcami jak szklane paciorki, ogrzane dotykiem. Co się stało, że nieuważnie rozerwał ten sznur?...

Płakała. Jej ramiona drżały, a po policzkach toczyły się łzy, skapując na jasną sukienkę. Płakała cicho, niemal nie wydając z siebie głosu. Ani jeden głośny szloch nie rozerwał jej gardła, ani jedno słowo nie padło z zaciśniętych ust.
Niedomówienia ich zgubiły. Nie powiedział jej pewnych rzeczy, a ona nie pytała. Potem ona nie chciała powiedzieć, mimo próśb... Wreszcie ta sprawa, kompletnie niepotrzebna. Ta kłótnia, która wcale nie musiała mieć miejsca. Dlaczego? Dlaczego oddalili się przez zwykłe niedopatrzenie?
Wtedy wracał do domu ze spuszczoną głową i nie potrafił zasnąć; gorzkie słowa nie dawały spokoju. Siedział do rana.

Co z nami będzie? - za oknem świt 
Tak nam dobrze mogło być...



             Nigdy nie potrafił się odnaleźć w innym mieście niż rodzinne Buenos. A co dopiero - w innym kraju. Język, rozbrzmiewający wokół niego był obcy. Nie, skłamałby mówiąc, że nic nie rozumie, przecież był dobry z angielskiego. Ale co innego śpiewać własną piosenkę na ten język przetłumaczoną, co innego słyszeć wszędzie dookoła bełkot, z którego wyłapywał co dziesiąte słowo. Z drugiej strony - może to i dobrze? Mógłby spokojnie rozmawiać sam ze sobą - nie, żeby mu odbiło, tylko tak hipotetycznie rzecz biorąc. Mógłby powtarzać "Naty, tęsknię za tobą" - a nikt nawet nie zrozumiałby, o co chodzi dziwnemu chłopakowi w kurtce, szaliku i czapce z daszkiem. Nikt nie zwróciłby uwagi na to, co musiało malować się na jego twarzy. Pełno ludzi... A przecież był sam, zupełnie sam.



Gdy ciebie zabraknie i ziemia rozstąpi się 
W nicości trwam.
Gdy kiedyś odejdziesz 
Nas już nie będzie i siebie nie znajdziesz też. 


Gdy ją poznał, zupełnie nie zwrócił na nią uwagi. Potrząśnięcie ręką, kilka grzecznościowych słów. Jej osóbka zdawała mu się czymś nudnym, błahym, mało istotnym. Szczerze mówiąc, przez długi czas traktował ją po prostu jak powietrze.
A potem odkrył, że bez powietrza nie da się żyć.

Kiedyś mieli za zadanie razem zaśpiewać. Spełniając prośbę niechętnie, odkryli niespodziewanie, że więcej ich łączy niż dzieli. Ona zrozumiała, że nie ma do czynienia z bawidamkiem (dawna historia, miał wrażenie, że minęło sto lat albo więcej). On odkrył, że jeden uśmiech sprawia, że cała jej twarz promienieje. Gdy była poważna, wyglądała zupełnie przeciętnie. Ale wystarczyło, że się uśmiechnęła - i koniec. Bo śmiały się nie tylko jej usta, ale i oczy, i cała twarz. Wówczas stawała się piękna.



Czy słyszysz jak tam daleko muzyka gra? 

Zatańcz ze mną, jeszcze raz...



                   Odległy dźwięk kolędy kładzie się nad miastem, atmosfera spokoju i ciepła panuje nawet tutaj, na ulicy, gdzie mróz szczypie w policzki a wiatr zawodzi przeciągle, żałośnie, wyśpiewując własną pieśń, nieświąteczną...




 Jedna kłótnia rozcięła wszystko jak bezlitosny sztylet. Najbardziej ranić potrafi tylko ukochana osoba.
A kiedy potem okazało się, że jego rodzice chcą się wyprowadzić...
Pewnie płakała. A może nie? Nie przy nim. Stanęła przed nim kompletnie spokojna, wyprostowana jak struna i spojrzała mu w oczy, płonącym wzrokiem rozdmuchując w nim nowy żar. Paliło jak diabli, kiedy musiał sypnąć solą na świeże rany i odwrócić spojrzenie.
Przegrał.

Jeszcze przez moment chciała coś powiedzieć, ale w końcu odwróciła się na pięcie, a loki na jej ramionach zakołysały się leniwie, gdy odchodziła, ciągnąc za sobą jego spojrzenie, unosząc zamknięte w dłoniach - jego serce.


Zatańcz ze mną, ostatni raz.





Chodnik jest przyprószony cieniutką warstewką świeżego puchu. Idąc uważnie spogląda pod nogi, jego ślady mieszają się z innymi. I nagle zderza się z kimś z naprzeciwka.
- Przepraszam - Głos, który słyszy obok, jest podwójnym zdziwieniem. Raz, że tak znajomy, dwa - że mówi po hiszpańsku...
Dziewczyna, którą potrącił, ma twarz tak doskonale mu znaną, że z zamkniętymi oczami potrafiłby opisać jej najdrobniejszy szczegół. I policzki, zaróżowione z zimna, i lśniące iskierkami oczy, i usta, wygięte w leciusieńkim uśmieszku, pięknym w najbardziej bolesny sposób... Ciemne loki wysuwają się spod śmiesznej czapeczki, dłonie w rękawiczkach unoszą do twarzy.
- To ty...
- Ja...
- Co ty tutaj...
- A ty?
- Mieszkam.
- Przyjechałam, bo...
- Wiem.
- Bo ja...
- To ja.
- Nie, ja... Przepraszam. - Słowo pada niespodziewanie, topiąc resztki lodowych oków.

Z tych urywanych zdań niewiele zrozumieć można, żeby nie powiedzieć - nic. Nie mają sensu. Ale czy miłość musi mieć sens?...
Miłość to szaleństwo, wznoszenie się nad obłoki i opadanie na najgłębsze dna. Zmiany, różnice, kłótnie i powody. Nie musi mieć sensu, naprawdę.
Nie ma granic miłości. Ona sama je wyznacza.

Tak jak ta dwójka, która już nawet sensu nie szuka - tylko idzie pod prąd, nie pytając o nic, nie dziwiąc się - i trzymając za ręce.


***
W opowiadaniu wykorzystane zostały fragmenty utworu Edyty Bartosiewicz "Ostatni".

______________________________________________________________
Sensu nie ma również w tym opowiadaniu, ale co tam. Ważne, że jest Naxi. A zresztą i tak mało kto to przeczyta, jeśli w ogóle.
:)

10 komentarzy:

  1. Naxi <3
    Pięknie piszesz :>
    Na pewno zaraz zleci się tu tyle osób, że nie będziesz mogła ich zliczyć ;*
    życzę weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Tears. Cóż ja może zacznę od przeprosin, szczerych przeprosin za kompletne niekomentowanie twojego bloga. Czytam każdy rozdział, kontemplując obficie nad każdym, niesamowicie napisanym przez ciebie zdaniem. Często zastanawiam się jak ktoś może tak wspaniale pisać? Przecież zwykłemu człowiekowi nie są pisane takie tajemnicze moce. W takim razie ty musisz być kimś więcej. Aniołem? Cudotwórcą? Odpowiedzi jest wiele. Powiedz mi tylko, która z nich jest prawdziwa. Ah, naprawdę brakuje slow, które mógłby by wyrazić mój zachwyt. To co piszesz trafia w każdą komórkę mojego mózgu, serca. No i oczywiście zadania, które zapadły w mojej pamieć znajdują sie w osobisty zeszycie. Chociaż trzeba przyznać, że w twoim przypadku musiałabym przepisać wszystko. Tak, fanka na zawsze.
    Sam one part. Dziewczyno czy ty kiedykolwiek mnie zawiedziesz? I na dodatek Bartosiewicz i "Ostatni". Nic tylko kochać. MA SENS! Wszystko co piszesz ma sens. Każde zdanie, wyraz, litera, przecinek, kropka. Podobało mi się to, że ominęłaś zbędne dialogi, że opisałaś ich miłość w tak idealny sposób. Cudownie.
    Wiesz, że jesteś moją inspiracja?
    Przepraszam, że krotko. Następny będzie długi. Kocham Cie, twoja M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest pięknie, tak uroczo i spokojnie, wszystko to idealnie pasuje do Naxi <3 I ta świąteczna atmosfera ^^
    Czekam na kolejny post! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. U ciebie wszystko jest piękne. Cudowne metafory, trafione zwroty... Idealnie. Znowu :)
    Jako jedna z niewielu pisarek, wiesz o czym piszesz. Nie zbaczasz z tematów, w prześliczny sposób przedstawiasz uczucia i emocje postaci.
    Jak ja lubię te świąteczne klimaty.
    Nie wiem co mnie tak ujęło... Może ten magiczny nastrój, atmosfera, nie wiem. Tak czy siak, po raz kolejny zrobiło mi się cieplej na serduchu. Dziękuję :)
    Jak widać, nie ma problemu, który zniszczyłby prawdziwą miłość. Kiedy uczucie jest szczere, wszystko jest możliwe.
    Dlatego właśnie, nazywamy to miłością c:
    Co mogę dodać? Jesteś moją idolką, będę czekać z sztandarami pod twoim domem. Genialna sapphire znajdzie adres.
    Te wszystkie sentencje o życiu, miłości itp. naprawdę trafiają do człowieka, ponieważ przedstawiasz je w niesamowity sposób. Pozornie łatwo napisać jest jakiś życiowy morał, ale z zrozumieniem jest już gorzej. A ty to potrafisz, no kocham cię <3
    Jeszcze nigdy nie zetknęłam się z tak niesamowitym stylem pisania. Jest w nim coś niesamowicie zachwycającego. Wybacz, nie umiem tego nazwać, ale wiedz, że jesteś wyjątkowa. Nie znajdę słów, żeby opisać to co kłębi mi się w główce. Jestem Twoją wielką wieeelkąąą fanką.
    Ja ci dam mało kto. Masz tylu czytelników, którzy kochają Twoją twórczość (w tym mnie, już się chyba uzależniłam xd).
    Jesteś stworzona do roli pisarki. Pasujesz tam jak nikt inny. Zatrudnię się w jakimś fajnym wydawnictwie i podbijesz rynek, te ambicje ^ ^ Wszystko opłacę, si.
    Patrz, nawet nie umiem ubrać tego w słowa. Przepraszam, ale jestem z tych, którym wiecznie coś nie wychodzi.
    Jesteś świetna, Tears <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Gdy dowiedziałam się, że założyłaś nowego bloga bardzo się ucieszyłam.
    Wiedziałam, że będziesz opisywać na nim wspaniała historie. Nie pomyliłam się.
    Pierwszy One Part wyszedł ci genialnie. Naxi! <3
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Naxi!!!!
    Zawsze, gdy czytam twoje opowiadania, zakochuję się w twoich bohaterach. dlatego tak cieszę się czytaniem ich od nowa, bo ponownie się w nich zakochuję :*
    Czekam na więcej pięknych historii, dzięki którym tak łatwo się wzruszyć...

    OdpowiedzUsuń
  8. Czemu ty musisz tak cudownie pisać, hm? Pożyczysz trochę talentu? :(
    Idealnie dobrane słowa. Eh, piękne to jest. Jeszcze sobie włączyłam Edytę i wyszło cudownie.
    Czekam na jeszcze więcej, o wiele, wiele więcej.
    Podziękujmy Ksaweremu, że oddał mi internet i mogłm napisac komentarz ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Przeczytałam w piątek,komentuje w niedzielę... Tak to jest właśnie moja logika. Długo myślałam nad tym komentarzem, mam nadzieję że jakoś mi wyjdzie.
    Piszesz pięknie, co do tego nie ma nawet wątpliwości. Nie zawsze trzymasz się schematów przedstawionych w serialu ( mówię/piszę tutaj o całokształcie Twojej twórczości) i to mi się bardzo podoba. Bo mi się wydaje, że właśnie o to chodzi w pisaniu dobrych historii. Przekazywanie jakiejś historii, ważniejszej niż imiona bohaterów, które za jednym ruchem myszki można zmienić na inne. Liczy się przesłanie. Dlatego właśnie ja lubię czytać o każdej parze. Ale jest haczyk ;) Musi być dobrze napisane. A u ciebie tak właśnie jest. Nawet lepiej niż dobrze, idealnie.
    Sama miniaturka mnie zachwyciła. Ta atmosfera... taka hmm świąteczna? Czyli taka jaką lubię najbardziej! W dodatku (przynajmniej dla mnie) nie wszystko jest od razu jasne. Trzeba się wczytać. To lubię. W ogóle jakaś jestem dzisiaj pozytywna. Wszystko lubię. Nie, no poprawka. Wszystko co napiszesz ;)
    Mam nadzieję, że komentarz choć trochę oddaje moje uczucia związane w tą miniaturką. W pozytywnym tego słowa znaczeniu ;)
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetne naprawdę:)

    OdpowiedzUsuń